Przypomnijmy, ostatni sezon serialu "Gra o tron" będzie składał się z sześciu odcinków. Za reżyserię odpowiedzialni są David Benioff & D.B. Weiss, David Nutter oraz Miguel Sapochnik. Na ekranie zobaczymy postaci grane przez Petera Dinklage'a , Nikolaja Coster-Waldau , Lenę Headey , Emilie Clarke , Kita Haringtona , Maisie Williams i
Na liście znajdują się opinie, które zostały zweryfikowane (potwierdzone zakupem) i oznaczone są one zielonym znakiem Zaufanych Opinii. Opinie niezweryfikowane nie posiadają wskazanego oznaczenia. Zobacz jakie opinie mają użytkownicy o produkcie Gra o Tron Droga do Winterfell i jak oceniają go pod kątem jakości wykonania, ceny i
Co więcej, z globalnie rozmieszczonymi serwerami, w tym w USA, zawsze możesz znaleźć sposób na oglądanie 8 sezonu Gry o Tron bez względu na to, gdzie jesteś. Zacznij oglądać teraz Bez względu na to, którą VPN z naszej listy wybierzesz , możesz być pewien, że będziesz oglądać sezon 8 Gry o tron w wysokiej rozdzielczości, bez
Przed nami finałowy odcinek ostatniego sezonu Gry o tron. Już najbliższej nocy dowiemy się, jak zakończy się historia, która przyciąga przed ekrany miliony ludzi na całym świecie.
Wsiąść do Pociągu: Dookoła Świata. Sims 4 Miejskie Życie. Dual Shock. Fotel Noblechairs. Gra na PC Might & Magic Heroes VII (Gra PC) – sprawdź opinie i opis produktu. Zobacz inne Gry PC, najtańsze i najlepsze oferty.
PODSUMOWANIE. 8. sezon „Gry o Tron” był mocno rozczarowujący, choć miewał momenty, które autentycznie mnie poruszyły. Żałuję, że twórcy poszli w kierunku kinowych blockbusterów, zapominając, że widzowie nie pokochali serialu wyłącznie za widowiskowość i nieuzasadnione szokowanie, tylko konsekwentne budowanie historii oraz
Tym razem niezwykle utalentowane studio FromSoftware zaprosiło do współpracy niebyle kogo, bo znanego z Gry o Tron George’a R.R. Martina. I choć ostatecznie jego rola przy tym projekcie ograniczyła się do stworzenia podwalin i mitologii świata gry – tzn. Ziem Pomiędzy, to w zasadzie tyle wystarczyło.
Mt7LalR. Ostatni sezon „Gry o tron” był jednym z najgorszych w historii współczesnej telewizji. Nie ma wielkiego sensu udawać, że jest inaczej. Przed adaptacją „Pieśni lodu i ognia” nie brakowało oczywiście innych seriali, które pożegnały się ze swoimi fanami w sposób niegodny. Żadna z nich nie osiągnęła jednak tak olbrzymiego znaczenia dla światowej popkultury jak „Gra o tron”. Co siłę rzeczy sprawiło, że upadek produkcji HBO z piedestału był tym słabość finałowego epizodu nie była niczym zaskakującym dla widzów śledzących cały 8. sezon. Mowa bowiem o bardzo nierównych sześciu odcinkach, w których już wcześniej nie brakowało problematycznych momentów. A przecież pierwsze symptomy spadku jakości serii sięgają czasów 5. części. Dlaczego więc fani wracają do sezonów 5-7, niektórzy bronią fatalną Bitwę o Winterfell, a o finałowym odcinku wszyscy chcą zapomnieć? Na pewno ważnym powodem takiego stanowiska jest swoiste zmęczenie materiału. Widzowie „Gry o tron” długo przyjmowali taktykę zbywania wszystkich krytycznych głosów za pomocą argumentu: „Wszystko zmieni finał”. Obietnica zakończenia, jakiego świat nie widział, miała olbrzymi wpływ na stosunek do słabszych elementów serialu. A była też dodatkowo wzmocniona faktem, że nawet czytelnicy książek nie wiedzieli, co się można było mówić: „Daenerys za długo siedzi w Zatoce Niewolników, ale jak już przypłynie do Westeros, to...”, „Jak Jon Snow w końcu zostanie królem Północy, to...”, „Nadal nic nie wiemy o Białych Wędrowcach, ale jak Nocny Król zaatakuje, to...”. Siła wyobraźni ukrytej za tymi wielokropkami jest nie do przecenienia. W pewnym momencie serial zaczął jednak niechybnie zmierzać ku końcowi. Coraz mniej pozostawało ukrytego za zasłoną tajemnicy, coraz więcej istotnych dla fanów wątków trafiało do kosza, a Benioff i Weiss coraz chętniej szli na skróty. Fandom „Gry o tron” długo żył nadzieją i dlatego poczuł się podwójnie zdradzony, gdy ujrzał jak wielką katastrofą okazał się 8. sezon. A reakcje aktorów też nie pomogły. Można czasem odnieść wrażenie, że obsada serialu HBO również podzieliła się w swojej ocenie finału. Na YouTubie łatwo znaleźć kilka kompilacji rozmaitych wywiadów, w trakcie których aktorzy z „Gry o tron” pośrednio lub wprost wyrażają swoje niezadowolenie. Wiele z tych cytatów można jednak interpretować dosyć swobodnie. Ale fani chętnie odczytywali w nich emocje, których sami doświadczali. Bo potrzebowali zrozumienia i poczucia bliskości, a bynajmniej nie otrzymali go od reszty aktorów wypowiadających się w krytyce gwiazdy przyjęły wspólną taktykę w odpowiedzi na niechęć fandomu. Zaczęli więc rozgłaszać, że „Gra o tron” nigdy nie miała szans zadowolić wszystkich. A widzowie narzekają, bo nie dostali tego, czego chcieli. Nawet rok po premierze grająca Melisandre Carice van Houten promuje taki punkt widzenia. Co w oczywisty sposób jest postawieniem dyskusji o 8. sezonie na głowie i mieszaniem dwóch zupełnie różnych kwestii. I nie ma znaczenia, że oddolna inicjatywa fanów w postaci popularnej petycji, żeby jeszcze raz nakręcić ostatnie odcinki, była gestem tyleż bezradnym, co nieco obraźliwym wobec osób pracujących przy 8. odsłonie. Ciężka praca nie zwalnia z odpowiedzialności i nie chroni przed krytyką. Zdradzeni przez scenarzystów, niepewni aktorów i podejrzliwi wobec zapowiedzianych spin-offów. „Gra o tron” nie doczekała się hucznie obchodzonej rocznicy, bo tu bardziej pasowałaby stypa. I to chyba największy problem HBO na następne miesiące. W fandomie pozostało niewiele energii nawet do prowadzenia sporów na temat losów Daenerys, Jona czy królowania Brana. Nie licząc pojedynczych przypadków, gdy George Martin postanawia przypomnieć światu, ze nadal ciężko pracuje nad „Wichrami zimy”, zainteresowanie marką w dużej mierze przecież internetu nie zalały dzisiaj ani radosne wspomnienia z finału „Gry o tron”, ani dziesiątki wiadomości, dlaczego 8. sezon jest najgorszym dziełem w historii telewizji. Zamiast tego serialowi HBO naprzeciw w 1. rocznicę jego zakończenia wyszły cisza i zapomnienie. A to pod wieloma względami jeszcze gorzej. I stacja musi wyciągnąć z tego jakieś wnioski, jeśli chce sukcesu „House of the Dragon”.
Opinie Opinie 21 maja 2019, 13:32 Wojna o żelazny tron dobiegła końca i wiemy już, kto na nim zasiadł. Prawdziwe pytanie brzmi jednak – czy finał Gry o tron jest faktycznie aż tak słaby, żeby znienawidzić z jego powodu GoT jako całość? 20 maja 2019 roku to data, która w kalendarzu popkulturowym zamyka pewną epokę. I nie jest to jakieś górnolotne hiperbolizowanie, do którego mamy w dzisiejszych czasach tendencje, zwłaszcza w internecie. Serial Gra o tron to fenomen, który zmienił oblicze fantastyki. Wprowadził ją na salony, pokazując dotąd kompletnie niezainteresowanym tym gatunkiem osobom, że nie chodzi w nim tylko o smoki, rycerzy i magię, że elementy paranormalne często stanowią jedynie tło dla kompleksowo zarysowanych krajobrazów politycznych, intryg dworskich, wiarygodnie nakreślonych i rozwijających się często w nieprzewidywalny sposób w trakcie kolejnych wydarzeń bohaterów oraz ciekawych interakcji między postaciami. Warto pamiętać o tych zasługach Gry o tron i oceniać ją przez pryzmat całości, a nie wyłącznie jej ostatnich dwóch sezonów. O tym, jak daliśmy się nabrać, że to Ned Stark jest głównym bohaterem tego serialu. Jak przez osiem lat dzieciaki Starków dorastały na naszych oczach. Jak Daenerys ze stłamszonej przez brata dziewczynki zmieniła się w prawdziwą królową. Jak w finale pierwszego sezonu z trzech ogarniętych przez ogień jaj wykluła się magia, która powróciła nie tylko do Westeros i Essos, ale także do naszych serc. TEN TEKST NIE ZAWIERA SPOILERÓW Choć wspominamy tu o emocjach, jakie wzbudził finał serialu, i o tym, jak zmieniały się tendencje w budowie scenariusza, nie dowiecie się, kto zginął, kto przeżył i czy ktoś w końcu zasiadł na Żelaznym Tronie. Jeśli jeszcze nie widzieliście finału, nie popsujemy go Wam. Pamiętacie, jak myśleliście, że to o nim jest ten serial? Albo że w ogóle będzie w tym serialu? Nieważne, jak zaczynasz, tylko jak kończyszWarto o tym pamiętać, przełykając gorzkie rozczarowanie, jakim okazał się finałowy sezon. Rozczarowanie, którego mogliśmy się tak naprawdę spodziewać. Już w siódmej serii natężenie absurdów, idiotycznie zamykanych wątków czy taniego efekciarstwa było niebotycznie wysokie. Że wspomnę tylko o całym wątku w Winterfell, którego rozwijanie wymagało skrajnego ogłupienia Littlefingera, Sansy i Aryi; o operacji pozyskiwania żywego trupa za murem, która bardziej przypominała campowe przygody Drużyny A niż Grę o tron; czy o sposobie, w jaki zamknięto wątek Żmii. Ja się na pewno spodziewałem i odpowiednio przytemperowałem swoje oczekiwania. Dzięki temu przez większość ósmego sezonu bawiłem się umiarkowanie dobrze, przyjmując ze stoicyzmem kolejne głupoty i nie do końca rozumiejąc, czemu wiadra pomyj wylały się w sieci dopiero teraz, a nie dwa lata wcześniej, gdy poziom wcale nie był lepszy. W końcu jednak, przy piątym odcinku, i moje granice tolerancji zostały przekroczone. Całe przygotowanie mentalne szlag trafił, gdy przy kolejnym poprowadzonym skrajnie idiotycznie wątku wysiadłem, musząc aż przerwać seans w połowie i rozchodzić żenadę. Oraz napisać prawie trzy tysiące słów narzekań na bzdury, jakimi raczyli nas scenarzyści. Ósmy sezon na tym etapie był porażką spektakularną i nie widziałem sposobu, żeby ostatni odcinek mógł jeszcze uratować tego uparcie lecącego w dół, pozbawionego skrzydeł smoka przed marnym końcem. I faktycznie finałowy odcinek finałowego sezonu nie zapobiegł katastrofie. Niestety, twórcy rozegrali otrzymane karty w najgorszy możliwy sposób i serial, który przez pierwsze sezony zachwycał łamaniem zasad oraz brutalnością, z jaką traktował swoich bohaterów, ostatecznie zaoferował wyjęte z najtańszych czytadeł, cukierkowo szczęśliwe zakończenie. Szkoda... Gdyby połowę uwagi, jaką przeznaczono na dopieszczanie smoków, poświęcono scenariuszowi, być może nie moglibyśmy do dziś przestać piać z zachwytu. Zło zostało pokonane, wojny i konflikty zażegnane. Złoczyńcy zginęli, bohaterowie za swą szlachetność otrzymali nagrodę – jeśli nie taką, jakiej jawnie pragnęli w danej chwili, to taką, która – znając ich charakter – zapewni im najszczęśliwsze kolejne lata życia. W odcinku pojawiła się tylko jedna scena, która miała potencjał rozedrzeć serca fanów śledzących od ośmiu lat wędrówkę Smoczej Królowej. Jednak z powodu skrajnie nieudolnego prowadzenia postaci w tym sezonie oraz sztampowej egzekucji również i ona nie zdołała zrobić odpowiedniego wrażenia i jej ładunek emocjonalny całkowicie się rozmył. Ładne? Ładne. Miało sens? Ni cholery. I tak z całym sezonem. W efekcie, po ośmiu latach najpierw zachwycania się, a potem irytowania i denerwowania, ostatecznie otrzymaliśmy finał, który roztrwonił całe nasze zaangażowanie. Oglądając lubiane postacie (bo te nielubiane zostały przecież co do jednej pozabijane, aby przypadkiem nie stanęły na drodze do nowego raju), z którymi zżyłem się, przez osiem lat śledząc ich porażki i zwycięstwa, chwile szczęścia i trwogi, będąc w pełni świadom, że to nasze ostatnie spotkanie – nie czułem kompletnie nic. To jest mój najważniejszy zarzut wobec ósmego sezonu Gry o tron. Nie głupoty, skróty fabularne, traktowanie widza jak śliniącego się na widok smoków i niemyślącego idioty. To, że zdołał zniszczyć całą emocjonalną więź, jaką odczuwałem z Westeros oraz jego wybranymi mieszkańcami przez prawie dekadę życia. ZGNIŁE POMIDORY W serwisie Gra o tron jako całość ma średnią ocenę 90%. Przy kolejnych sezonach widnieją naprawdę wysokie liczby, od 91% dla pierwszego do 97% dla czwartego. Sezony od piątego do siódmego wciąż zgarniały fenomenalne noty, po kolei 93%, 94% i znowu 93%. Tąpnięcie w odbiorze nastąpiło dopiero w sezonie ósmym, kiedy ocena „zjechała” do 67%. Także wewnątrz samego ósmego sezonu oceny spadały z czasem. Pierwszy odcinek dostał 92%, a ostatni już tylko 48%.
Nie przeczę, że już sam początek ósmej serii największego hitu HBO w historii mnie rozczarował. Po przegadanym otwarciu - i to podwójnym - przyszła kolej na rzekomo największą bitwę w historii telewizji. A przynajmniej tak słyszałem, bo podczas seansu, ze względu na panujący mrok, nie sposób było dostrzec na dłoni było widać zaś było dziury w fabule. Dopiero w przedostatnim epizodzie duch starej „Gry o tron” powrócił, ale tylko na chwilę - a to zbyt mało, zbyt późno. Finał utwierdził mnie zaś w przekonaniu, że duet showrunnerów - David Benioff i Weiss - nie nadaje się, by robić kolejne „Gwiezdne wojny”. Nie jestem bowiem w stanie wskazać innego głośnego serialu, który skończył się tak… bezpłciowo. „Gra o tron” przez blisko dekadę elektryzowała fanów na całym świecie. Sam dałem się porwać temu szaleństwu i nie zliczę godzin, które spędziłem na czytaniu rozmaitych teorii i opracowań. Drugie tyle czasu poświęciłem zaś na dyskusje z innymi entuzjastami - czy to w naszej redakcji, czy to poza kiedy tylko usłyszałem, że ostatnie dwa sezony będą skrócone, wyrażałem jednak obawę, że to za mało czasu, by poprowadzić tę historię do zadowalającego finału. Wraz z kolejnymi odcinkami ósmego sezonu zacząłem się obawiać, że „Gra o tron” skończy się takim samym rozczarowaniem, co „Dexter” czy „Lost”. Prawda okazała się jeszcze bardziej gorzka. To jedno, że twórcy serialu nie podołali zadaniu, bo rozgrzebali zbyt wiele wątków i żadnego z nich nie domknęli w pełni satysfakcjonujący sposób. David Benioff i Weiss jednak poprowadzili swoją historię tak, że po seansie zakończenia w ogóle nie czuję potrzeby rozmontowywania go na czynniki pod sam koniec zrozumiałem, że dalsze inwestowanie czasu w rozpracowywanie hipotez oraz symboliki nie ma większego sensu, skoro nawet twórcy serialu do niej większej wagi nie przywiązują. A najgorsze jest to, że po niemal dekadzie spędzonej w ich towarzystwie, nie dbam o dalsze losy bohaterów. Ogarnęła mnie apatia. W przypadku poprzednich odcinków, nawet jeśli byłem rozczarowany robieniem co rusz kurtyzany z logiki, to i tak potrafiłem żywo dyskutować na temat serialu. Nawet jeśli scenariusz był kiepski, to był „jakiś”. Budził emocje, nawet jeśli były one negatywne. Finał na tle poprzednich odcinków jest zaś… doskonale prawda, że wspomniane „Dexter” i „Lost” skończyły się absolutnie źle, ale po ich obejrzeniu i tak w mojej głowie kłębił się tabun myśli. W przypadku hitu HBO tego zabrakło. Nie dbam o to, czy Jon pozostał w Nocnej Straży, co Arya znajdzie na krańcu świata i jakie jeszcze inne wersje zakończenia nakręcono. Ze zdumieniem jednak odkryłem, że bardzo mi z tego powodu wszystko jedno. Podczas seansu nie miałem z kolei już siły się irytować, dostrzegając kolejne błędy. Szary Robak użył szybkiej podróży i teleportował się przed Jona? Cersei i Jaime mogliby przeżyć, gdyby stanęli tylko kilka metrów dalej? Zbyłem te głupotki nawet nie komentarzem, a wzruszeniem mogę tylko zrozumieć, jak HBO mogło do tego dopuścić. Stacja miała dwa lata, by przygotować ostatni sezon na tip-top. Zamiast tego „Gra o tron” stała się cieniem samej siebie. Butelka z wodą, która wpadła w kadr zaledwie dwa tygodnie po wpadce z kubkiem, to obraz tego, czym ten serial się porażką Davida Benioffa i Weissa nie jest jednak to, że bez drogowskazu w postaci książek George’a Martina się w ostatnim latach pogubili. To byłbym w stanie im wybaczyć. O wiele gorszym przewinieniem jest to, że finał snutej przez nich opowieści nie budzi emocji - ani tych dobrych, ani złych. Czytaj też: Finał „Gry o tron” był wyjątkowo banalny. Nikt nie będzie rozpaczał, że serial się skończył Właśnie z tego powodu uważam, że - niczym biedny Tyrion - zakończenie „Gry o tron” na kartach historii telewizji się złotymi i jakimikolwiek innymi zgłoskami nie zapisze. Jeśli będę chciał przywołać z pamięci serial, który po wielu niezłych sezonach skończył się fatalnie, to nadal będę wspominał wpierw „Dextera” i „Lost”.
poniedziałek, 11 lipca 2022 (14:33) George Martin autor sagi „Pieśń lodu i ognia”, w oparciu o którą powstał serial HBO „Gra o tron”, oznajmił, że przedstawiona w jego dwóch ostatnich książkach fabuła będzie znacznie różniła się od tego, co mieliśmy okazję zobaczyć w serialu. Co Martin obiecuje czytelnikom i czy w jego obietnice warto wierzyć? prasowe Szok i niedowierzanie O finale „Gry o tron” powiedziano już wiele i raczej nie były to pochlebne opinie. Cóż od serialu, który był emitowany przez lata, gromadził dużą widownię i zyskał w pewnym sensie status "kultowego", oczekiwano wiele. To zrozumiałe, że nie wszystkich widzów da się zadowolić, przedstawiając im satysfakcjonującą produkcję od początku do końca. Jednak braki i słabe elementy nie były w stanie w jakikolwiek sposób "uspokoić" fanów produkcji. Trudno się dziwić, gorszej jakości dialogi, problemy w logiczności fabuły i prowadzeniu rozwoju postaci potrafią zirytować. Do tego należy dodać brak widoczności, tego, co dzieje się w scenach rozgrywających się nocą. Widzowie wymagają spełnienia ich oczekiwań na przyzwoitym poziomie, w końcu przez lata inwestowali czas i emocje w daną produkcję. Niezadowolenie wzrosło do tego poziomu, że pojawiła się petycja w sprawie ponownego nakręcenia 8. finałowego sezonu „Gry o tron”. To trwa zbyt długo Na pewnym etapie skończył się literacki pierwowzór dla serialu, adaptacja wyprzedziła książki Martina, a on sam w mniejszym stopniu angażował się w serial. Autor wciąż zapowiada, że powstaną dwie ostatnie części sagi, z tym że premiera „Wichrów zimy” była wielokrotnie przesuwana i mało kto wierzy jeszcze w jej opublikowanie. W końcu George Martin angażuje się w szereg innych projektów, także nowe seriale ze świata „Gry o tron”, czyli debiutujący na HBO w sierpniu 2022 „Ród smoka” oraz produkcję, której bohaterem będzie Jon Snow. Ostatni tom sagi pojawił się w polskich księgarniach w 2012 roku. Natomiast pierwszy tom sagi, czyli „Gra o tron”, zadebiutował w 1996 roku. Całkiem nowa historia Jak przyznaje Martin, to co dane nam będzie przeczytać w „Wichrach zimy”, stanowi zupełnie inną historię, niż ta przedstawiona w serialu „Gra o tron”. Co tu dużo kryć, fani serii liczą, że pisarz naprawi błędy adaptacji. Na swoim blogu Martin pisze o nadchodzącej powieści, będzie ona szóstym i przedostatnim tomem sagi. Po niej doczekamy się jeszcze książki „Sen o wiośnie”, czyli zwieńczenia serii. Po raz kolejny pisarz zdaje się uspokajać czytelników: Pracuję w swoim zimowym ogrodzie. Wszystko rośnie i się zmienia i tak to właśnie się dzieje z nami ogrodnikami. Rzeczy się mieszają, zmieniają, pojawiają się nowe pomysły (dziękuję Ci za to muzo), stare pomysły okazują się niemożliwe do zrealizowania, piszę, przepisuję i zmieniam strukturę, wyrzucam wszystko, by stworzyć coś od nowa. Przechodzę przez drzwi, które wcześniej prowadziły donikąd, a one otwierają się na cuda. Cóż, autor lubi bawić się w metafory, ale pisze również: Coraz częściej widzę, że to moje ogrodnictwo oddala mnie coraz bardziej i bardziej od serialu. Tak, niektóre z rzeczy, które mogliście zobaczyć na HBO w "Grze o tron", będą także w "Wichrach zimy" (choć raczej w ten sam sposób)... ale większość z nich będzie zupełnie inna. Szykują się zmiany Pierwotnie twórcy serialu „Gra o tron” twierdzili, że Martin zdradził im, jak potoczą się wątki bohaterów, zatem ich wizja miała być spójna z tą stworzoną przez autora książek. Jednak już po finale „Gry o tron" pisarz zapowiadał, że wprowadzi w swej historii zmiany, a powieści będą znacznie różnić się od serialu. Obecnie autor zdradził: Oczywiście zostaną wprowadzone nowe postacie, jednak bez nowych punktów widzenia, obiecuję Wam to […]. Jedna rzecz, którą mogę powiedzieć, to jest na tyle ogólne, że niczego w tym miejscu nie zaspoileruję. Nie wszystkie postacie, które przeżyły do końca „Gry o tron”, przeżyją do końca „Pieśni ognia i lodu” (oczywiście niektóre z pewnością przeżyją. Raczej większość. Ale na pewno nie wszystkie) […]. A co do zakończenia. Musicie poczekać, aż tam dotrę. Część rzeczy będzie taka sama. Wiele nie będzie. Jeśli chodzi o losy postaci, to wiadomo, że Tyrion Lannister będzie często pojawiał się w „Wichrach zimy”. Część postaci ma zakończone swoje rozdziały, tzn. POV, czyli pisane z ich punktu widzenia. Jak wiadomo, tom będzie dłuższy aż o 300 stron od poprzednika, czyli „Tańca ze smokami”. Martin pracuje również nad zarysem fabuły „Snu o wiośnie”. Stworzył zakończenie dla bardzo ważnej postaci. Autor: Judyta Nowak - RMF Classic
Serialowa wersja „Gry o Tron” podbiła świat. To też miliony ludzi z niecierpliwością oczekiwało na premierę ostatniego już sezon tego serialu. Niestety, dla mnie osobiście jest to najsłabszy sezon. Powodów jest kilka, od początku było wiadomo, że twórcy założyli stworzenie „tylko” 6 odcinków w finałowym sezonie. Pytanie, czy się nie za bardzo pośpieszyli? Zbyt mała liczba odcinków spowodowała szybkie zakończenie lub całkowite pominięcie niektórych wątków. Dużym plusem ostatniego sezonu są sceny batalistyczne. Odpowiednio wyznaczony przez HBO budżet na tą produkcję pozwolił na dopracowanie szczegółów na wysokim poziomie. Osobiście spodziewałem się poprowadzenia serialu w zupełnie inny sposób. Poprzez dość szybkie i mimo wszystko słabe zakończenie wątku „Night King’a” oraz gwałtowna zmiana postrzegania świata przez Denerys, serial stracił sporo w moich oczach. Uważam, że autorzy zagubili się w swojej koncepcji i deklaracji o 6 odcinkach. Mimo słabego ostatniego sezonu „Gra o Tron” na pewno pozostanie jednym z topowych seriali w moim zestawieniu. HBO ma w planach zrealizowanie jeszcze kilku odrębnych seriali z uniwersum Gry o Tron, więc możliwe, że nie rozstaniemy się z tym światem na długo… Opublikowano 21 Maj 20199 czerwca 2019 Zobacz wpisy
final gry o tron opinie