Malo poznata terapija - hipertermija pokazala se učinkovitom u liječenju raka. Hipertermija se definira kao podizanje tjelesne temperature Hipertermija za liječenje raka - Alternativa Forum Kako pobediti rak sa metastazama. U našem narodu rak je uobičajen naziv za gotovo sve zloćudne tumore. Današnja iskustva nas upućuju u saznanje da ne postoji jedinstvena bolest, nego veliki broj različitih oboljenja. Upravo tako razlikujemo više od 100 vrsta različitih tumora i metastaza. Sve kancerogene bolesti imaju zajedničku Błagam o pomoc dla mojego dziecka. Nikola umiera na raka, a ja przecież obiecałem jej, że zawsze będziemy razem. Na tym świecie jest tylko jedna rzecz Czasem nawet słyszę, niby żartobliwie, że "na coś trzeba umrzeć." Cóż, akurat umieranie na raka płuca nie jest zabawne. Widziałam. Osobe koje se nalaze u grupi visokog rizika za nastanak raka jetre, trebalo bi da idu na redovne skrininge raka jetre. Tumor na jetri se mnogo teže leči ako se ne dijagnostikuje rano. Jedini način da rano otkrijete da li imate ili nemate rak jetre jeste skrining, budući da se simptomi ili slabo ispoljavaju ili izostaju. Najčešći smještaj raka dojke u dojci: Vanjski gornji kvadrant dojke - 50%. Središnji dio dojke - 20%. Vanjski donji kvadrant - 10%. Gornji unutarnji kvadrant - 10%. Donji unutarnji kvadrant - 10%. SIMPTOMI KOJI MOGU UPUĆIVATI NA RAK DOJKE. KVRŽICA KOJA JE NA OPIP IZRAZITO DRUGAČIJA OD OSTALOG TKIVA. OTOK TKIVA KOJI NE PROLAZI. Na 100 proc. chorych, którzy przychodzą do operacji z rozpoznaniem raka trzustki, aż 80 proc. podlega już tylko leczeniu paliatywnemu. Pozostałych 20 proc. pacjentów kwalifikuje się do zabiegu resekcji, ale tylko 5 proc. z tej grupy ma szansę na około 5-letnie przeżycie po operacji — tłumaczy prof. Wojciech Kielan, specjalista XEj8. 90% palaczy to chorzy na raka płuc. Ale co roku notuje się 21000 zachorowań i 23000 zgonów na raka płuc w Polsce. Jakie jest prawdopodobieństwo, że będąc 30-letnim mężczyzną w całym swoim życiu zachorujemy lub umrzemy na raka płuc? Zakładamy, że liczba ludności (37394000) w Polsce jest stała i liczba zachorowań oraz zgonów też będzie stała. Zaś średnio mężczyzna żyje w Polsce 74,2 lat. Na początek zastosowałem twierdzenie Bayesa i policzyłem jakie jest prawdopodobieństwo, że w pojedynczym roku palący mężczyzna zachoruje na raka płuc. Nie jestem tego w stanie jednak zapisać, bo znowu coś jest nie tak z latexem na forum (za długi wzór, czy co?). W każdym razie do wzoru wstawiłem: - w liczniku procent chorych i zgonów w populacji w każdym roku, czyli \(\displaystyle{ \frac{43000}{37394000}=0,00114991709}\) i pomnożyłem to razy prawdopodobieństwo bycia palaczem, jeśli jest się chorym na raka płuc, czyli \(\displaystyle{ 0,9}\), - w mianowniku to co w liczniku plus \(\displaystyle{ (1-0,00114991709) \cdot (1-0,9)}\). Wyszło mi, że prawdopodobieństwo zachorowania na raka w pojedynczym roku, jeśli jesteśmy palaczem wynosi \(\displaystyle{ 1,0491 \% }\). Czy na tym etapie to jest właściwy wynik i dobrze rozumuję oraz dobrze zastosowałem twierdzenie Bayesa? Ale to nie wszystko. Policzyliśmy jak na razie tylko prawdopodobieństwo zachorowania w pojedynczym roku. Trzeba jednak jeszcze uwzględnić, że mając 30 lat przeżyjemy jeszcze 44,2 lat. I tu mam wątpliwości jak to policzyć. Można skorzystać ze schematu Bernoulliego i określić tyle prób ile jest lat, a za prawdopodobieństwo sukcesu uznać zaś wyliczone \(\displaystyle{ 1,0491 \% }\). I policzyć prawdopodobieństwo dokładnie jednego sukcesu. Tylko tu mam wątpliwości. Czy nie powinniśmy tu policzyć raczej prawdopodobieństwa dla co najmniej jednego sukcesu? A nie dla dokładnie jednego sukcesu? Tylko, że sukcesów oczywiście nie może być więcej niż jeden, bo jak raz zachorujemy albo umrzemy, to jest to koniec. Nie chcę brać pod uwagę przypadków, że po zachorowaniu zachorujemy jeszcze raz, czy niczego podobnego. Nie wiem jak to rozumieć i jak to rozwiązać. Wydaje mi się, że właściwy wynik dotyczy policzenia tego dla przypadku odniesienia co najmniej jednego sukcesu, a nie tylko dokładnie jednego. Tylko nie wiem jak to logicznie uzasadnić. A może już wcześniej popełniłem jakiś błąd? Jak policzyć to zadanie? Po wyliczeniu tego dla sukcesu odniesionego co najmniej jeden raz wyszło mi prawdopodobieństwo \(\displaystyle{ 54,27 \%}\). Dodano po 1 godzinie 2 minutach 24 sekundach: Chyba już wiem jak to logicznie wytłumaczyć. Wystarczy, że zachorujemy przynajmniej jeden raz, aby umrzeć lub mieć tego raka. Oznacza to, że nie powinniśmy liczyć przypadku dokładnie jednego sukcesu, skoro wystarczy, że zdarzenie to nastąpi przynajmniej jeden raz, aby spełnić warunek, który określiliśmy. Czyli wystarczy, że zachorujemy lub umrzemy przynajmniej jeden raz, aby warunek był spełniony. Wówczas kolejne "próby" w kolejnych latach już nie muszą być koniecznie nietrafione, tak jakby wymagał tego przypadek dokładnie jednego sukcesu w schemacie Bernoulliego, bo one wówczas nas już nie interesują. Dlatego trzeba tu policzyć przypadek co najmniej jednego sukcesu w schemacie Bernoulliego. Zatem wygląda na to, że policzyłem to dobrze. Sprawdzamy pogodę dla Ciebie...POCZTANie pamiętasz hasła?Stwórz kontoQUIZYMENUNewsyJak żyć?QuizySportLifestyleCiekawostkiWięcejZOBACZ TAKŻE:BiznesBudownictwoDawka dobrego newsaDietaFilmGryKobietaKuchniaLiteraturaLudzieMotoryzacjaPlotkiPolitykaPracaPrzepisyŚwiatTechnologiaTurystykaWydarzeniaZdrowieNajnowszeWróć naDSM| 18:31aktualizacja 19:23Podziel się:Rosyjskie media z niesmakiem opisują kuriozalną sytuację z obwodu wołgogradzkiego. 28-letni Siergiej Siemionow zginął podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jego dawno niewidziany ojciec zgłosił się wtedy po swoją "dolę" z Siemionow zginął w Ukrainie. Rodzina walczy o odszkodowanie (Vkontakte) Magda żyje tylko dzięki kosztownym zastrzykom. Barbara na leczenie wydała oszczędności życia. Według Małgorzaty, chorzy na raka są niewidzialni dla reszty. – Rak to tylko choroba, pokonamy ją. Nie mam piersi, nie mam włosów, ale wierzę, że będę żyć – mówi jedna z arch. prywatne/ M. TomczykMagda żyje tylko dzięki kosztownym zastrzykom. Barbara na leczenie wydała oszczędności życia. Według Małgorzaty, chorzy na raka są niewidzialni dla reszty. - Rak to tylko choroba, pokonamy ją. Nie mam piersi, nie mam włosów, ale wierzę, że będę żyć - mówi jedna z Swat (36 lat) nie lubi szpitalnych korytarzy. Jednym z pierwszych, na którym siedziała (już podczas choroby) to ten w szpitalu MSWiA w Warszawie. - Ma pani raka trzustki, jeśli zdecyduje się pani na operację, przeżyje pani kilka miesięcy, jeśli nie, może umrzeć pani w każdej chwili - usłyszała wtedy od asystentki doktora D., która właśnie wyszła z gabinetu, gdzie zebrało się konsylium odnośnie przypadku Magdy. Dodała jeszcze, że to może być rak żołądka i właściwie lepiej, żeby był. Brunetka rzuciła to lekko, jakby mówiła o pogodzie, na korytarzu stali ludzie, Magda poczuła, że chyba już umiera. To było lato 2014 marcu 2016 roku Magda stoi na przystanku w Radomiu i czeka na autobus. Właśnie skończyła zajęcia z literatury angielskiej, wstęp do Szekspira. - To zbieg okoliczności, że pani wciąż żyje - usłyszała niedawno od jednego z A ja wiem, że żyję dzięki lekarzom niemieckim, którzy zaproponowali mi terapię immunologiczną - mówi Magdy to tabletki. Jeśli którejś nie weźmie, parametry krwi spadają. Tabletki są kolorowe. Różowo-pomarańczowe (to wyciąg ze śledziony, własnej śledziony Magda już nie ma), żółte (na wzmocnienie odporności). Bierze też leki na cukrzycę. No i te najważniejsze, w zastrzykach, które ratują jej życie. Jeden z nich kosztuje 6 tysięcy złotych miesięcznie. Na stronie Fundacji „Się pomaga” Magda napisała: Rak najpierw odbiera fragment trzustki, żeby sobie spróbować człowieka, a jak mu posmakuje, odbiera całą resztę. By zepsuć mu smak mojego ciała, jedynym sposobem było podanie specjalistycznych zastrzyków jednocześnie ze szczepionkami. Na 3 dawki udało nam się wspólnymi siłami uzbierać środki. Konieczne jest podanie całej serii 6 szczepień. Niestety, dalsze leczenie ze względu na brak środków finansowych zostało wstrzymane. Zapytasz: Jak to jest umierać, a jednak nie umrzeć?I aktualizacja z września 2015 roku. Napisana już nie przez Magdę: Ze względu na brak środków leczenie immunoterapią zostało przerwane. Lekarze zaproponowali zastosowanie leku Regivir, aby przedłużyć życie Pani Magdy. Koszty są niezwykle wysokie, gdyż żaden ze wskazanych preparatów nie jest refundowany przez NFZ. Nie ustawajmy w pomocy. Pokażmy Magdzie, że w tej nierównej walce z nowotworem nie pozostała sama. (fot. arch. prywatne/ M. Swat) Źródło: (fot. arch. prywatne/ M. Swat)BeznadziejaBarbara (imię zmienione) 10 lat temu zrobiła profilaktyczną operację usunięcia jajników. Jest, podobnie jak Angelina Jolie, obciążona genem BRCA1. Po badaniu histopatologicznych okazało się, że w jajnikach są już komórki nowotworowe. Przeszła sześć operacji, sześć cykli chemioterapii, bo w międzyczasie okazało się, że ma też przerzuty do narządów wewnętrznych. Od lipca zeszłego roku bierze codziennie 12 tabletek tego samego leku, o którego refundację walczy dziś Kora (o sprawie piosenkarki czytaj więcej ** Wydałam wszystkie oszczędności. Do tej pory pomagali mi bliscy, najbardziej córka i syn. Moje koleżanki, które zachorowały na raka jajnika w tym samym czasie co ja - już nie żyją. Ja, dzięki lekom żyję, ale nie mogę przestać ich brać. Jestem wdzięczna Korze za tę walkę. Wreszcie mówi głośno to, o czym wszyscy milczą. Lek jest refundowany w większości krajów Unii Europejskiej, u nas nie. Ludzie sprzedają mieszkania, domy, biorą kredyty, błagają na stronach Fundacji o pomoc. A to państwo mogłoby nam pomagać. I nie chodzi tylko o tych 200 chorych na raka jajnika - mówi Tomczyk (gdy zachorowała na raka piersi, miała 29 lat i 10 miesięczną córkę), gdy słyszy słowo „państwo” dostaje dreszczy. - My chorzy jesteśmy niewidzialni, niesłyszalni. Moi rodzice wysłali kilka listów. Do pani premier, do ministra zdrowia, do pana Kaczyńskiego. Nie dostali nawet uprzejmej odmowy. Nasza władza woli zajmować się agenturami, trybunałami konstytucyjnymi, my możemy umrzeć, choć moglibyśmy żyć - 2011 roku okazało się, że Małgosia ma przerzuty w wątrobie. Jedyną szansą dla niej jest przyjęcie nierefundowanego w Polsce leku. Koszt miesięcznej terapii to 23 tysiące złotych. - Nie stać mnie na niego, biorę więc chemię. Ta mnie zabija, jestem od dwóch tygodni na zwolnieniu, nie mam siły pokonać kilkunastu schodów. Z badania na badania wyniki są coraz gorsze. Zresztą nawet na nie nie patrzę. Słyszę tylko od swojej pani doktor: jest gorzej i gorzej - sądź, że to ciebie nie będzie dotyczyć- W Polsce co roku 150 tysięcy osób dowiaduje się, że ma raka. Okres pięciu lat od diagnozy przeżyje niespełna połowa, choć w innych krajach UE da się uratować znacznie więcej pacjentów - piszą w raporcie "Jak w Polsce leczymy raka" działacze Fundacji Dwa lata temu. Mam 34 lata, męża i dobre życie. Zaczynam nawet nowe studia, filologię angielską. Podczas kontrolnego badania ginekologicznego lekarka odkrywa torbiel. Mam podjąć decyzję usunąć ją czy nie. Idę na konsultację do znajomej lekarki rodzinnej, ona z kolei poleca zrobić USG jamy brzusznej. Tak na wszelki wypadek. W obrazie USG wychodzi 15 centymetrowy guz. Na trzustce albo na żołądku. Lekarka do końca nie wie. „To jakaś pomyłka" myślę. Absurd. Wysyłają mnie na potwierdzenie do specjalistycznego szpitala w Radomiu, później do Lublina na tomografię. Taka rozmowa. Lekarka: Czy pani chudnie? Ja: Nie. Czy zauważyła pani, że żółknie? Nie. Czy boli panią brzuch? Nie. - Może to torbiel - pociesza lekarka. - Niektórzy mają bezobjawowe zapalenie trzustki, torbiel może być pozostałością, nie róbmy dramatu - lekarze, wizyty. W końcu korytarz w szpitalu MSWiA, tam gdzie ziemia usuwa mi się spod nóg. Na pewno nie będę robić operacji w szpitalu, gdzie dano mi kilka miesięcy życia. Wspiera mnie starsza siostra, pielęgniarka. To ona pomaga mi dostać się do najlepszego chirurga, specjalisty od raka trzustki, prof. Pawła Lampe, który ma mnie operować w Katowicach. - Ważne jest badanie histopatologiczne, co to jest jedna diagnoza. Nie poddajemy się - pociesza mnie siostra. Przed operacją robię markery - wszystkie trzy w normie. Przy nowotworze powinny być przecież podwyższone. - Proszę się nie martwić - pocieszają już nawet lekarze. (fot. arch. prywatne/ M. Swat) Źródło: (fot. arch. prywatne/ M. Swat)Tuż przed operacją jednak mają problem z pobraniem krwi. Diagnoza: Zakrzepica głównej żyły w śledzionie. Takie rzeczy dzieją się tylko wtedy, gdy nowotwór jest zaawansowany i rozległy - słyszę. Nie ma już 2004 rok, mam 29 lat, fajnego męża, niedawno urodziłam córeczkę. Jestem prawnikiem w firmie telekomunikacyjnej. Lubię swoją pracę i życie. Mam plany: na wakacje, na rozwój, na przyszłość. Przypadkiem wyczuwam guzek w piersi. Mówię o tym teściowej, która jest pielęgniarką. - To pewnie jakaś torbielka, pozostałość po karmieniu - odpowiada. Ale idę na USG piersi. Lekarz ze mną żartuje, opowiadam mu o planach, córeczce. Nagle twarz mu tężeje: - Musi pani natychmiast zrobić biopsje - mówi. Robię ją szybko, potem jadę na święta wielkanocne do rodziców do Płocka. Wyniki ma odebrać koleżanka. - Słuchaj, to jest dziwne, nie chcą mi ich wydać, do tej pory to się nie zdarzyło - informuje. Zaraz po świętach jadę więc z mężem do kliniki. Sympatyczna pani doktor onkolog patrzy w kartkę. W końcu mówi: „To nowotwór". Więcej nie pamiętam. Biała Aktualnie pacjenci ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową otrzymują takie samo leczenie. (…) Ale pacjenci przyjmujący te same leki reagują w odmienny sposób. U jednych terapia przynosi pozytywne rezultaty, u innych wręcz przeciwnie - czytamy w raporcie Trzy rury wszyte do mojego boku, to dreny, cewnik, sonda w nosie, kroplówki na obu rękach. Wkłucie centralne do podawania płynów. I ból - tak silny, że nie przypuszczałam, że coś może tak boleć. Dostaję drgawek, rzucam się po szpitalnym łóżku, trzymają mnie trzy osoby. „Nie wiem, czy warto było się budzić” myślę tylko. Siostra prosi, żeby ktoś podał mi morfinę. Ale na całym oddziale nie ma morfiny. Dostaję pyralginę, lek, który nie pomagał mi nawet na bóle menstruacyjne. Na 30 ciężko chorych osób na oddziale, dwie pielęgniarki. Bezsilność, słabość. I ten korytarz. Pusty, z pojedynczymi krzesłami, metalowymi łóżkami. Za to wszystkie łazienki zajęte. I jeden wielki płacz. Płacz kobiet, które się wstydzą i nie chcą rozpaczać w salach. A słyszą takie diagnozy: nieoperacyjny rak żołądka, nieoperacyjny rak trzustki, nieoperacyjny rak 12 dobie przychodzi do mnie pani psycholog, moja diagnoza w końcu też jest straszna - nowotwór złośliwy, najgorszy z możliwych. 97 proc. chorych nie dożywa pięciu lat. Małgorzata: Na oddziale w Centrum Onkologii w Warszawie jestem najmłodsza. Najpierw mam mieć podawaną chemię, dopiero później operacja. Po pierwszej chemii muszą przerwać cykl. Mam wysoką gorączkę, stan zapalny całego organizmu. Ledwo mnie odratowano. Decyduję się na usunięcie piersi. Chcę żyć. Mimo tego, po operacji, jestem szczęśliwa. Na naszym oddziale panuje atmosfera nadziei. Rak to tylko choroba, pokonamy ją. Nie mam piersi, nie mam włosów, ale wierzę, że będę żyć. Po chemioterapii mam radioterapię, kolejne 6 lat hormonoterapię. Wyprowadzamy się z mężem do Płocka, do rodziców, moja córka rośnie. Kocha malować, lubi grać w Minecrafta, jest dojrzała jak na swój Według przeprowadzonych przez firmę EY analiz zleconych przez naszą fundację, mamy gorszy niż chorzy w innych krajach europejskich, dostęp do innowacyjnych leków na raka. Na 30 najczęściej używanych leków na raka, aż 12 jest w Polsce niedostępnych (NFZ ich nie refunduje). Kolejnych 16 na 30 leków jest dostępnych, ale z ograniczeniami. I to nie lekarze, ale urzędnicy Ministerstwa Zdrowia określają, którzy pacjenci mogą z nich korzystać, a którzy nie. Tylko 2 leki na 30 mogą być przepisywane przez lekarzy według ich uznania. A na przykład, w Austrii, Niemczech, Holandii nie ma leków, które byłyby niedostępne dla pacjentów - mówi Agata Polińska, wiceprezes fundacji onkologicznej - Czy pani wreszcie pogodziła się z diagnozą, bo przecież pani w końcu wie, co oznacza rak trzustki? - pyta mnie pani ordynator onkologii w Katowicach. - Damy, pani, oczywiście, chemię. To przedłuży pani życie prawdopodobnie o kilka miesięcy - dodaje. Milczę. Nie wiem co mam jej powiedzieć. Że się pogodziłam? (fot. arch. prywatne/ M. Swat) Źródło: (fot. arch. prywatne/ M. Swat)I znów koszmarny szpitalny korytarz. Krążą po nim ludzie zjawy, chudzi, bladzi, z podpiętymi kroplówkami. „To chyba zakład pogrzebowy, a nie lecznica” - myślę. Nie chcę tu być. Chcę żyć. Przecież musi być inny sposób. Odwiedzam kolejnych lekarzy, w najlepszych ośrodkach specjalistycznych w Polsce. Gliwice, Kraków, znów Warszawa. W końcu trafiam do lekarza polecanego przez innych, pracował w Chinach, w Niemczech. - Proszę pani, niech to będzie między nami. Gdybym był na pani miejscu, pojechałbym do Niemiec. Jest terapia innowacyjna, nierefundowana, która może pani pomóc - mówi. Klinika jest w Saksonii, wysyłam tam wszystkie swoje wyniki badań. Dostaję odpowiedź, że tak, kwalifikuję się do leczenia. Mam 80 proc. szans na przeżycie. 5 tysięcy euro na przygotowanie szczepionki, do tego konsultacje, kroplówki, każda 300 euro, zapobiegają przerzutom do kości. W sumie potrzeba 200 tysięcy złotych. Wydaję wszystkie oszczędności, oszczędności mamy, sprzedaję meble, bierzemy kredyty. Przez rok udaje mi się ukrywać chorobę. W końcu muszę błagać o pomoc innych. To od nich zależy moje Po ośmiu latach od operacji idę na USG jamy brzusznej, często boli mnie brzuch. Okazuje się, że mam guza w wątrobie. Czekam na decyzję, chemioterapia czy operacja, a rak mnie spokojnie toczy. W końcu, na początku 2012 roku rozpoczynam chemioterapię, kończę ją w październiku. Dwa guzy się zmniejszają, ale niewiele. Ufam lekarzom, nie szukam wiedzy w internecie, nie śledzę nowości. Żałuję. Może miałabym większe szanse? Któregoś dnia przez przypadek widzę w telewizji Agatę Polińską z fundacji Alivia, która miała raka piersi, podobnego do mojego. Mówi o tym, że jej pomogła terapia nowoczesna. Inna opowiada, że bierze lek nierefundowany w Polsce i to jej Polińska: Miałam 28 lat, gdy dowiedziałam się, że mam raka piersi, pracowałam w agencji reklamowej, intensywnie żyłam. Jaki rak? Ale to był naprawdę rak, w zaawansowanym stadium. Lekarze dawali mi na początku 40 proc. szans na przeżycie. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Włochy - wszędzie szukałam pomocy. Wiedziałam, że jeśli zaufam tylko polskim procedurom, to się dla mnie źle skończy. We wszystkim pomagał mi starszy brat, Bartek. To on przeczesał internet, wykupił dostęp do amerykańskich bibliotek medycznych, gdzie szukał opracowań dotyczących mojego typu raka. W końcu znalazł lek i terapię. Sami pojechaliśmy do Stanów, skonsultowaliśmy tę terapię, leki przywiozłam w walizce. Leczyłam się przez rok, wydałam około 200 tysięcy, ale od 7 lat nie mam żadnych objawów choroby. Dlatego założyliśmy z Bartkiem fundację, żeby namawiać do aktywnego uczestniczenia w poszukiwaniach dotyczących leczenia, zapewniamy dostęp do najnowszych publikacji o wynikach najnowszych badań, metod, pomagamy zbierać raz nadzieja- 97 proc. lekarzy uważa, że ich pacjenci mogliby odnieść korzyść terapeutyczną z większego dostępu do innowacyjnych leków. 75 proc. wskazuje, że ich pacjenci mogliby dzięki temu żyć dłużej. Jednocześnie tylko 14 proc. z nich informuje pacjenta o innych, dostępnych metodach leczenia - zwracają uwagę członkowie Najgorsze było usłyszeć, żeby niczego nie planować. Bo moje życie to były precyzyjne plany. Nie dotyczące tego, co jutro, ale tego co, będzie za pięć lat. Dziś żyję tylko „tu i teraz”. Wciąż walczę. Ale bez leku ta walka się nie Miałam jedną operację wątroby, drugą. To był straszny ból, zupełnie bez sensu, bo za chwilę okazywało się, że rośnie kolejny guz. Wtedy zaczęłam dowiadywać się, jak mogę zdobyć lek, który mógłby mi pomóc. Okazało się, że nie dość, że jest drogi, to lekarz w Centrum Onkologii nie może mi go zamówić (bo lek nie jest dozwolony przez Ministerstwo Zdrowia, nie mógłby mi go też podać, bo jest nierefundowany). Absurd na absurdzie. Dostaję więc kolejną chemioterapię w tabletkach. Raz w tygodniu muszę przyjechać do Warszawy, do Centrum Onkologii i czekać ileś godzin w dusznym korytarzu, aż lekarka da radę mnie przyjąć. To ubliża godności chorego. W Niemczech lekarz wypisuje receptę raz na trzy tygodnie. Dlaczego tak nie może być u nas? Beznadzieja i bezsilność, to czuję najbardziej. Wiem, że jeśli poddam się ja, podda się mój organizm. Nie będzie mnie. Modlę się o ten lek, dlatego jestem podopieczną fundacji Alivia. Wierzę, czekam, chcę żyć dla córki i męża, który wciąż przy mnie jest i okazał się największym wsparciem. data publikacji: 11:00, data aktualizacji: 17:16 ten tekst przeczytasz w 4 minuty Od 20 proc. do 40 proc. chorych na nowotwory w stanach zaawansowanych umiera nie z powodu samej choroby, lecz z wyniszczenia organizmu, czyli znacznej utraty masy ciała – twierdzi doktorantka Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie Iwona Sajór. Shutterstock Potrzebujesz porady? Umów e-wizytę 459 lekarzy teraz online Wyniszczenie organizmu, czyli tzw. kacheksji, w znacznym stopniu związane jest ze znacznym niedożywieniem, gdy chory traci ponad 10 proc. masy ciała. „Niedożywienie jest jednym z głównych problemów zdrowotnych pacjentów z chorobą nowotworową” – twierdzi dr Iwona Sajór. Specjalistka wkrótce będzie bronić pracy doktorskiej na temat wpływu odżywiania na stan pacjentów z chorobą nowotworową. Podkreśla, że aż połowa z nich wykazuje zaburzenia odżywiania, szczególnie w takich chorobach jak rak trzustki, nowotwory górnego odcinka przewodu pokarmowego oraz okolic głowy i szyi. „Część pacjentów zgłasza się po pomoc do dietetyków, ale robi to zbyt późno, gdy są już w stanie wyniszczenia” – podkreśla dr Iwona Sajór. Dodaje, że kacheksja pogarsza ich rokowania. „U takich pacjentów niektórych terapii na ogół nie można przeprowadzić, a to bezpośrednio już przekłada się na efekty leczenia” - podkreśla dr Sajór. Tymczasem wielu pacjentów jest niedożywionych już w chwili kwalifikowania do leczenia systemowego (z wykorzystaniem chemioterapii). Polskie Towarzystwo Onkologii Klinicznej poświęciło niedożywieniu pacjentów z chorobą nowotworową specjalne wydanie pisma „Onkologia w praktyce klinicznej”. Z przedstawionych w nim danych wynika, że z zależności od poszczególnych schorzeń onkologicznych wyniszczenie organizmu jest bezpośrednią przyczyną zgonów aż 20-40 proc. chorych. Kacheksja występuje niemal u wszystkich chorych z rakiem trzustki, w przypadku nowotworów przewodu pokarmowego i raka płuca – u 60-80 proc. pacjentów. „W wielu nowotworach – między innymi w raku piersi, płuca, okrężnicy, gruczołu krokowego, mięsakach – żywienie jest niekorzystnym czynnikiem rokowniczym zarówno w odniesieniu do czasu przeżycia, jak i do tolerancji leczenia” – stwierdza dr hab. Renata Zaucha z kliniki onkologii i radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Dr Iwona Sajór podkreśla, że wielu chorych chudnie zanim jeszcze zostanie u nich wykryta choroba nowotworowa. A gdy zostanie już ona potwierdzona badaniami diagnostycznymi, co piąty chory wpada w depresję, co jeszcze bardziej pogłębia brak apetytu i pogarsza ogólny stan zdrowia. Do tego dołączają się jeszcze dolegliwości bólowe, występujące podczas połykania lub bezpośrednio po posiłkach. Część pacjentów chudnie, ponieważ nieprawidłowo się odżywia, na dodatek nie ma smaku i apetytu, wykazuje wręcz niechęć do jedzenia. Niektórzy wykazują nawet fizyczną niezdolność do przyjmowania i trawienia pokarmów. Na to nakładają się jeszcze zaburzenia metaboliczne, takie jak nietolerancja glukozy, insulinooporność oraz wzmożona lipoliza (rozkład trójglicerydów na kwasy tłuszczowe i glicerol wykorzystywane jako źródło energii dla tkanek). „Chorzy onkologicznie w porównaniu do ludzi zdrowych o 20-25 proc. mają większe zapotrzebowanie na energię - wyjaśnia dr Sajór. - Pacjenci ci muszą mieć dopływ wszystkich niezbędnych składników odżywczych, takich jak węglowodany, które są głównym źródłem energii, a także aminokwasy, tłuszcze, białka, elektrolity, witaminy i tzw. pierwiastki śladowe”. Przykładowo, chory na nowotwór o masie ciała 70 kg potrzebuje dziennie 2100 kcal, 105 g białka 135 g tłuszczu. „Prawidłowe odżywianie chorego wzmacnia odporność organizmu, przyśpiesza gojenie się ran i zwiększenia tolerancję zastosowanej terapii” – podkreśla Sajór. Dzięki temu pacjent jest bardziej odporny na zakażenia i rzadziej zdarzają się u niego powikłania pooperacyjne. Mniejsze jest również ryzyko zgonu. Specjalistka IŻiŻ dodaje, że odpowiednie dożywienie pacjenta jest również bardziej opłacalne. Krótszy jest bowiem czas pobytu chorego w szpitalu, nawet o tydzień, i mniejsze są koszty jego leczenia. Osobom chorym zaleca się spożywanie produktów wysokoenergetycznych, takich jak tłuste mleko, śmietana, masło, sery, chude mięsa i gotowane jaja oraz miód. Potrawy najlepiej gotować na wodzie lub parze oraz je dusić lub grillować. Należy unikać smażenia, ponieważ tak przygotowane posiłki są zbyt ciężkostrawne. U niektórych chorych jest to jednak niewystarczające, wtedy zaleca się stosowanie żywności dietetycznej dla potrzeb medycznych w postaci doustnych suplementów pokarmowych. A gdy i to nie daje pożądanego efektu, zalecane jest żywienie dojelitowe (poprzez tzw. zgłębnik lub przetokę odżywczą) lub pozajelitowe (za pośrednictwem kaniul założonych do żył centralnych lub obwodowych). Dr hab. Stanisław Kłęk z oddziału chirurgii ogólnej i onkologicznej Szpitala Specjalistycznego w Skawinie twierdzi, że do takiego żywienia kwalifikują się chorzy, którzy w ciągu 3-6 miesięcy stracili 10-15 proc. masy ciała albo gdy ich wskaźnik BMI spadł poniżej 23,5 punktów. U chorych ze wskaźnikiem poniżej 17 punktów leczenie żywieniowe jest już bezwzględnie konieczne. Zbigniew Wojtasiński (PAP) zdrowie choroba nowotworowa rak nowotwór niedożywienie pacjent onkologiczny pacjenci onkologiczni Na co chorował Elvis Presley? Zmarł otyły, wyniszczony przez choroby i nałogi Do kin wchodzi właśnie film "Elvis" opowiadający o życiu "Króla Rock And Rolla". Presley zmarł w wieku 42 lat. Już za życia stał się legendą muzyki. Niestety był... Adrian Dąbek Refundacja, z której pacjenci nie korzystają. Skutkiem jest niedożywienie i wyniszczenie organizmu O tym, jakiej jakości jest jedzenie w szpitalach, wiemy wszyscy. Zwykle jednak pacjenci zaciskają zęby i dożywiają się tym, co przyniesie rodzina i bliscy. Nie... Magda Ważna Przy Narodowym Instytucie Onkologii w Gliwicach pacjenci tkwią w ogromnych korkach Od kiedy rozpoczęła się budowa wielopoziomowego parkingu przy Narodowym Instytucie Onkologii w Gliwicach, wokół szpitala tworzą się ogromne korki. Choć w... Małgorzata Krajewska Leczenie raka to też odpowiednia dieta. Jaka? Żywienie medyczne to uzupełnienie "złotej triady" terapeutycznej w onkologii – chemio-, radioterapii i chirurgii. Włączenie żywienia medycznego u pacjenta... Dr Paweł Kabata Chorzy na nowotwory umierają częściej na COVID-19. Kto w grupie największego ryzyka? Osoby z nowotworami są bardziej narażone na ciężki przebieg COVID-19 i niebezpieczne powikłania. Najnowsze badania informują jednak, że niektóre rodzaje... Marlena Kostyńska Onkologia 2019 – podsumowanie roku Wystąpienie prof. dr hab. n. med. Macieja Krzakowskiego, Centrum Onkologii-Instytut w Warszawie, podczas IX edycji Akademii Onkologii. "Sytuacja jest alarmująca”. Rak płuc to najczęstszy nowotwór w Polsce Ruszyła kolejna odsłona kampanii “Hamuj raka! Daj szansę płucom!” organizowanej przez Polskie Amazonki Ruch Społeczny, Stowarzyszenie Walki z Rakiem Płuca i... Patrycja Nadłonek Pacjenci onkologiczni w Polsce wciąż z niedostatecznym żywieniem medycznym. "Czas dogonić Europę" Na jeden polski ośrodek prowadzący żywienie dojelitowe i pozajelitowe w warunkach domowych przypada 2375 tys. pacjentów. W przypadku Czech liczba ta jest prawie... Medexpress Widzę że ludzie piszą tutaj anonimowo swoje historie, to może ja też opiszę kawałek swojego życia . Może żona umiera, jest po 5 chemiach i dalej ma przeżuty, a mimo tego nie odwiedzam jej w szpitalu .Nigdy nie kochałem swojej żony, a ona mnie bardzo. To ona leciała na mnie jak się poznaliśmy. Jestem przystojnym facetem i wiele kobiet na mnie leci . A ja byłem dla niej miłością jej życia . Nie kochałem jej ale jakoś tak wyszło że wzięliśmy ślub . Liczyliśmy na fajne dzieciaki i rodzinne życie. Niestety z czasem okazało się że moja żona jest bezpłodna i dzieci mieć nie będziemy . Od tamtej pory wszystko zaczęło się psuć . Moja żona załamała się, popadła w depresję, a po 2 latach zachorowała. Pierwsze chemie i nadzieja że można wszystko odwrócić . Niestety z czasem okazało się że wyrok na nią już zapadł . Pewnie ktoś zapyta dlaczego nie odwiedzam swojej żony, jaka jest przyczyna . Na początku jej współczułem, ale później miałem do niej ogromny żal że nie możemy mieć dzieci. Była wybrakowana .nabrała mnie, nie była w pełni kobietą . Nie mogę jej nic zarzucić, starała się dbała o mnie i kochała, ale nie dała mi tego na czym mi zależało, było też seksu, bo od wielu lat moja żona choruje ,W barze poznałem Gosię, zaczepiała mnie i w końcu wskoczyła mi do łózka . Od kilku lat sypiamy ze sobą .Żona wierzy ciągle że ją kocham i jestem jej wierny .Nie potrafię jej wybaczyć że tak bardzo mnie zawiodła . Nic już mnie z nią nie łączy .

umieranie na raka forum